czwartek, 25 lutego 2016

Detoks - dzień 3

Przyznam, że bałam się tego dnia. W książce "Karolina na detoksie" Karolina Kopocz opisuje ten dzień jako najtrudniejszy. Brak sił, ból głowy, mdłości... Byłam na to przygotowana. Jednak poranek miło mnie zaskoczył. Poza lekkim przytępieniem nie miałam żadnych ww. dolegliwości. Nawet ból głowy się nie pojawił. Super!





Dzisiaj po wodzie z cytryna przyszła kolej na koktajl owocowy złożony z: 2 kiwi, gruszki, banana, pomarańczy i 1 czubatej łyżeczki sproszkowanego młodego jęczmienia. Uwielbiam te koktajle! Są pyszne, dają uczucie sytości i zaspokajają moją nigdy nie dość uśpioną ochotę na słodycze.



Na śniadanie zjadłam dzisiaj sałatkę z liśćmi młodego szpinaku z grillowana papryką, oliwkami i zielonym ogórkiem. Do tego dressing: sok z cytryny, miód, musztarda, oliwa i pieprz. Muszę przyznać, że Maciej Szaciłło ma świetne pomysły jeśli chodzi o różne dressingi i sosy do potraw. Wydawałoby się, że wkładamy do salaterki kilka pokrojonych warzyw i nic więcej. Jednak warzywa te polane dressingiem nabierają niezwykłego dla mnie smaku. Potwierdza to również mój mąż, który spróbował sałaty z pierwszego dnia detoksu z pieczoną cukinią.

Godzinę po śniadaniu wypiłam pierwszy kubek imbirówki. Nadal nie mam objawów braku siły czy mdłości. Ciekawe, czy jeszcze nadejdą i kiedy to nastąpi.

Obiad miałam dzisiaj niezwykły. Pierwszy raz jadłam tadżin. Pokrojone warzywa (marchew, pietruszka, seler, papryka), suszone śliwki, oliwki i kawałki cytryny położyłam na papierze do pieczenia. Polałam sosem (oliwa, kurkuma, kmin rzymski, imbir, miód, ostra i słodka papryka, sól), zawinęłam papier w kieszonkę i upiekłam. Warzywa pieczone w ten sposób mają inny smak. Lubię takie zmiany i nowości w kuchni.

Ponieważ tadżin podzieliłam na dwie porcje (druga będzie na jutro na obiad), to wyjątkowo udało mi się dzisiaj zjeść jeszcze proponowaną przez Macieja Szaciłło surówkę złożoną m.in. ze startej marchewki i rodzynek.

Dzisiaj na deser Maciej Szaciłło przewiduje galaretkę z soku jabłkowego z agarem i owocami. Przyznam, że za późno się do tego deseru zabrałam. Zapomniałam, że galaretka powinna mieć czas na stężenie. Zatem zmieniłam galaretkę na coś bardziej przypominającego kisiel z truskawkami i malinami i zjadłam zanim stężał. W każdym razie deser smaczny.

Brakuje mi kawy...

Wieczorem miałam zrobić na kolację minestrone - pokrojona w plastry i podsmażona włoszczyzna z passatą pomidorową. No cóż, zupa brokułowa z pierwszego dnia jeszcze jest. Kusi. Mówi: "Nie musisz nic gotować, zjedz mnie!". No i zjadłam. Wystarczył mi kubek zupy, bez kiełków rzodkiewki. Za to podjadłam sobie 2 ogórki kiszone. Mniam!

Na koniec dnia nie czuję jakiegoś większego niż zwykle zmęczenia. Nie mam mdłości. Ból głowy tylko czasem delikatnie się odzywa.

Brak komentarzy: