poniedziałek, 29 lutego 2016

Detoks - dzień 7

Ostatni dzień detoksu. Największą zaletą tego detoksu jest moja lepsza samoocena i wiara w swoje możliwości. Bałam się trochę tego detoksu. Nie wierzyłam, że dam radę. Jednak udało się!!! Dałam radę! Jestem z siebie dumna. Wiem, że nie jest to specjalnie rygorystyczna dieta, że są jeszcze bardziej restrykcyjne diety oczyszczające, że są też głodówki. Jednak mimo to uważam, że osiągnęłam dużo, a przede mną jeszcze więcej.





Skutki zdrowotne tego detoksu będę mogła ocenić w kolejnych dniach. Na pewno nie mam takich strasznych spadków energii, jak miałam dotychczas. W takich momentach piłam dużo kawy. Teraz kawy nie piję i energię mam.

Widzę też poprawę wyglądu mojej cery. Jest bardziej gładka, nie czerwieni się tak mocno, jak kiedyś.

Dzisiaj miałam test - czy wytrzymam bez kawy po 6 godzinach snu (normalnie śpię koło 8 godzin). Jestem śpiąca, ale daję radę. Nie czuję przymulenia, które normalnie bym miała przy niewyspaniu. Dieta odnosi swoje skutki!

Przed śniadaniem zrobiłam sobie koktajl złożony z: banana, pomarańczy, dwóch kiwi, wody i łyżeczki młodego jęczmienia. Myślę, że po tej diecie nie rozstanę się z owocowymi koktajlami. Stawiają mnie na nogi od rana - potężny zastrzyk witamin!

Na śniadanie zjadłam sałatkę z młodego szpinaku, migdałów i prażonych płatków migdałowych. Do tego dressing z octu balsamicznego, musztardy, miodu i oliwy. Szczerze powiem, że czytając składniki na tę sałatkę nie spodziewałam się, że będzie dobra. Natomiast okazało się, że smakuje mi bardzo. Świetnym podkreśleniem jest tutaj oczywiście idealny dressing.

Ponieważ nie mogłam zjeść dzisiaj obiadu o zwykłej porze, między śniadaniem a obiadem podjadłam sobie 4 surowe marchewki. Natomiast na obiad odgrzałam stir fry z piątku. Dodałam tylko garść prażonych nerkowców i trochę gomasio - w takiej wersji stir fry bardziej mi smakuje.

Dzieci zaserwowały mi dzisiaj bardzo dużo ruchu. Prawie całe popołudnie gdzieś za nimi goniłam, a oni najpierw jeździli na hulajnogach, a potem na rowerach. Obawiałam się, że nie dam rady po 6 dniach detoksu tyle przejść, ale nie miałam z tym żadnego problemu.

Na podwieczorek miał być deser jak na zdjęciu, czyli galaretka z agarem i truskawkami. Jednak biegając z dziećmi po dworze złapałam w locie tylko 2 jabłka.


Przepis na galaretkę owocową z soku jabłkowego i agaru:
Składniki:
- 125 g owoców, np. truskawek czy malin (u mnie mrożone truskawki)
-  0,5 l soku jabłkowego bez cukru tłoczonego
- 1 łyżeczka agaru

Przygotowanie:
Sok jabłkowy należy gotować z agarem ok. 10 minut. Następnie zalać wywarem owoce, a jak galaretka ostygnie wstawić do lodówki aż stężeje - ok. 1h.

Ja tę galaretkę jadłam w trzecim dniu detoksu.

Na kolację dokończyłam zupę pomidorową z dnia poprzedniego.

Dzień miałam dość wyczerpujący, ale dałam radę bez kawy. Miałam dużo ruchu, ale nie padłam zaraz po przyjściu do domu - przecież obowiązki domowe czekały. Czuję się lepiej, lżej. Zniknęło przymulenie i ból głowy.

Ten detoks nastawił mnie bardzo optymistycznie do własnych możliwości i dalszych kroków ku lepszej JA!




Brak komentarzy: